wtorek, 28 lipca 2015

1.69

OCZAMI NARRATORA 
Klaudia z Liamem po swoim długim spacerze wrócili pod autobus. Nie wchodzili do środka, bo słychać było stamtąd podejrzane odgłosy. 
- Zaczynam się ich bać - parsknęła Miler i ziewnęła lekko. 
- Ja też, ale idzie się przyzwyczaić. Oho. Cześć Lex ...
- Hej ... - szatynka burknęła i weszła do autobusu. Mulat idący z nią zatrzymał się obok Klaudii i Liama. Zagryzł wargę i wyglądał na zdenerwowanego. Przez chwilę były między nimi cisza. 
- Zayn? Co się stało? - odezwała się Klaudia. 
- Alex przeprowadziła ze mną poważną rozmowę - mruknął i oparł się o autobus. Kopnął nogą jakiś zabłąkany kamyczek. 
- I? 
- Powiedziała, że zależy jej na mnie i na Danie, ale nie chce dawać nam fałszywej nadziei. Lada dzień wracacie do Polski i nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy, bo Lex chce studiować w Warszawie - z każdym słowem wydawał się być bardziej wkurwiony. Klaudia spojrzała na Liama, który wzruszył ramionami i westchnął. 
- Czego się spodziewałeś Malik? W większości przypadków związki na odległość nie wychodzą. Możesz mieć po prostu nadzieję, że kiedyś się jeszcze zobaczycie ...
- Pierdolę takie porady - warknął mulat i ruszył przed siebie. Klaudia chciała go zatrzymać, ale Payne złapał ją za nadgarstek. 
- Daj spokój Kiki. Przejdzie mu. Musi po prostu pobyć trochę sam. 
- To wszystko jest do dupy. Dlaczego nie poznałyśmy was po skończeniu szkoły? Wtedy wszystko byłoby prostsze. 
- Życie  w ogóle nie jest proste. Chodź - powiedział. Weszli do autobusu. Klaudia wyłapała wzrokiem pannę Cliver. Siedziała na swoim wcześniejszym miejscu i gadała z Nadią. Nie wyglądała na poruszoną. Udawała. Klaudia była pewna na sto procent. Usiedli za Louisem i Niallem. W tym samym momencie Harry dostał SMS-a od Malika. Napisał, że coś mu wypadło i wróci taksówką. Nikt oprócz Alex, Klaudii i Liama nie byli tym zdziwieni. Panna Miler złapała kontakt wzrokowy z Olą. Brązowooka przygryzła wargę. Klaudia posłała jej ciepły uśmiech, który miał ją podnieść na duchu.
Po chwili przyszedł kierowca, więc dziewczyny musiały opuścić autobus. Pożegnały się z chłopakami i obiecały, że jeszcze przed ich wyjazdem na pewno się zobaczą. 

- To trzeba zaczekać na naszą zakochaną parę - powiedziała Nadia i usiadła na przystanku autobusowym dwa metry dalej. Dziewczyny poszły za nią, ale nie usiadły. Alex wyglądała na spiętą. 
- To, Lex ... Powiesz nam czemu Zayn nie pojechał z chłopakami? 
- Nie mam pojęcia - mruknęła. 
- Nie masz pojęcia? To ciekawe - cicho zaśmiała się Klaudia. - Bo razem z Liamem gadaliśmy z Zaynem i opowiedział nam bardzo ciekawą historię. 
- O, o czym? - zapytała panna Brown nie mając pojęcia co wisi w powietrzu. Zielonooka szeroko się uśmiechnęła, a Ola unikała jej wzroku. 
- Podobno nasza droga Ola powiedziała mu, że zależy jej na, nim i na Danie, ale nie może być z żadnym, bo niedługo wracamy do Polski. 
- Co? - pisnęła niebieskooka. - Ale ...
- O nie - Alex im przerwała. - W wielu przypadkach się z wami zgadzam. Jednak w tej sprawie w ogóle. Po co mam im dawać jakąkolwiek nadzieję? Jakie jest prawdopodobieństwo, że znowu ich zobaczę? Minimalne. A jeżeli nawet, to jest duża szansa, że znajdą sobie, kogoś innego. I ... 
- Co tam laski!!! - przemowę Oli przerwał James rzucając się na ławeczkę obok Nadii. Niebieskooka złapała się za serce. 
- Czy, ty ocipiałeś Gordon?!?!?! - warknęła. Wyszczerzył zęby. 
- Przepraszam - cmoknął ją w czoło. Prychnęła. 
- Gdzie Paulina? - zapytała Klaudia. 
- Rozmawia przez telefon z mamą - powiedział i wskazał na sylwetkę ich przyjaciółki stojącej jakieś sześć metrów dalej. - Panowie już pojechali? 
- Mhm. A my czekamy na was - odparła Lex cicho ziewając. Po chwili Paula pojawiła się obok nich. Szeroko się uśmiechała. 
- Co tam? - objęła Miler ramieniem i cmoknęła jej policzek. 
- Nic ciekawego. Co u mamy? 
- Pytała się, czy mamy już wykupione bilety na powrót. I powiedziała, że kupiła mi już książki. Przynajmniej, to mam z głowy - rzuciła. 
- A właśnie. Jak szliśmy tutaj, to widzieliśmy, jak Zayn wsiada do taksówki. Nie zdążył na odjazd autobusu? - zainteresował się Jim. Cliver od razu się spięła i lekko zawstydziła. Natomiast Klaudia z Nadią uśmiechnęły się. 
- Nasza Calineczka i Bad Boy mieli poważną rozmowę - parsknęła Brownie. 
- Powiedziała mu, że zależy jej na, nim, ale nie mogą być ze sobą ...
- Bo wracamy do Polski - dodała Nadia i wywróciła oczyma. Paulina zastygła, a potem spojrzała na brązowooką z miną pt ,,brzydzę się Tobą''. 
- No co? 
- Jajco Cliver. Jesteś głupia ...
- Czyli miałam mu dawać nadzieję chociaż nie jestem pewna, czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy? Nie jestem ani masochistką ani sadystką. 
- Dobra, skończmy temat - rzucił James. - Alex jakby nie patrzeć ma trochę racji dziewczyny - dodał. 
- W końcu ktoś normalny - westchnęła Ola, po czym usiadła mu na kolanach. - Tylko, ty mnie rozumiesz Jim. 
- No jasne - wyszczerzył zęby. - Jesteś moją małą siostrzyczką ...
- Mogłabym Cię zniszczyć za nazywanie mnie małą, ale masz wygodne kolana, więc Ci odpuszczę - odparła. Wszyscy się roześmiali. Wtedy skapnęli się, że już 21.00. Byli zmęczeni, więc postanowili wynająć sobie pokoje w jakimś tanim motelu i do Londynu wrócić jutro rano. 
James miał pokój osobno. W pokoju dziewczyn były dwa łóżka, więc musiały się przemęczyć we dwie na jednym. Najgorsze było, to iż nie miały piżam, więc musiały spać w bieliźnie. No cóż. Jakoś się przemęczą. 
OCZAMI NADII 
Kiedy podniosłam się z łóżka dziewczyny już nie spały. Już przebrane siedziały na łóżku, w którym spała Klaudia z Paulą. Przeciągnęłam się. 
- Cześć śpiochu - powiedziała Lex.
- Dobry, która godzina? - zapytałam. 
- Dochodzi 9.00. Zbieraj się.
- Jasne - ziewnęłam, podniosłam się i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, po czym założyłam wczorajsze ciuchy. Rurki, sandałki na koturnie oraz szarą koszulkę z dekoltem na plecach. No i stanik. Majtek nie zamierzałam zostawiać. To już było, by lekko dziwaczne. Na serio. Rozczesałam włosy i związałam w luźnego warkocza. Przemyłam wodą zęby i wróciłam do pokoju. Ogarnęłyśmy pokój, po czym zeszłyśmy na dół, gdzie czekał na nas James. Oddaliśmy klucze do recepcji i udaliśmy się do knajpki znajdującej się na przeciwko motelu. Usiedliśmy przy sześcioosobowym stoliku złożyliśmy zamówienia u młodo wyglądającego kelnera. Zamówiłam sobie przepyszne i puszyste placuszki jogurtowe z jagodami polane miodem. Orgazm w ustach. James i Klaudia wzięli jajka sadzone z grzankami i pomidorem. Ola wybrała naleśniki z masłem orzechowym i plasterkami bananów, a Paula zdecydowała się na omlet z szynką i pieczarkami. Wszyscy oprócz mnie i Klaudii zamówili sobie też kawę. Ja wybrałam herbatę z sokiem malinowym, a Kiki kakao. 
Zjedliśmy i zaczęliśmy się zbierać. Wsiedliśmy do samochodu, a Jim odpalił silnik i ruszył w stronę autostrady. Siedziałam w środku, więc miałam do wyboru dwie poduszki. Ramię Klaudii albo ramię Oli. Zdecydowałam się na opcję numer dwa, ponieważ zielonooka nie lubi, kiedy ktoś za długo na niej leży ... tak. To nie zabrzmiało dobrze. 
- Poróbmy coś. - rzuciła Paula patrząc na nas z przedniego siedzenia. 
- Ja coś robię. Śpię. - wymamrotała Kiki. Opierała głowę o szybę. 
- Ale wy jesteście sztywne ...
- Jak coś jest sztywne, to powinnaś być zadowolona. - odparła Ola. 
- Dobra. Już nic nie mówię. - Kenn prychnęła, na co się zaśmiałyśmy. James się nie odzywał, ale na jego ustach widniał szeroki uśmiech. 
Po czterech godzinach jazdy - mieliśmy piętnastominutowy postój na siku i na uzupełnienie benzyny - dojechaliśmy do Londynu. Gordon odwiózł nad do domu, po czym ruszył w stronę swojego mieszkania.
Po przebraniu się postanowiłyśmy trochę ogarnąć. Za cztery dni mamy samolot powrotny i należałoby zostawić dom w dobrym stanie. Umyłyśmy okna i porządnie odkurzyłyśmy. Chociaż, to akurat było głupie, bo i tak przez te parę dni się nabrudzi. Ale co tam. 

Gdy uporałyśmy się ze wszystkim dochodziła już godzina 16.00. Czyli sprzątanie zajęło nam prawie dwie i pół godziny. W tym samym momencie zadzwonił do nas Adam i powiedział, że mamy się zbierać i przyjechać do ,,Jokera''. I, że mamy wziąć piżamy i trochę ciuchów. I stroje kąpielowe. 
Wciągnęłam na tyłek czarne legginsy, a zamiast poplamionej bluzy założyłam karmelowy sweterek sięgający mi za pośladki. Na nogi założyłam baleriny i już. Spakowałam potrzebne rzeczy i byłam gotowa. Zeszłam na dół, gdzie czekały już dziewczyny. Przed domem stała już nasza taksówka. Wpakowałyśmy się do niej i podałyśmy kierowcy odpowiedni adres. Na miejscu byłyśmy piętnaście minut później. Adam, Matt oraz Wiktor siedzieli ... zaraz. Wiktor?!?!? O kurde. Znowu o, nim zapomniałam. Nadia Brown i jej skleroza. 
- Hejka dziewczęta. 
- Cześć ... - usiadłyśmy na przeciwko nich. Ola przycupnęła obok Adama. 
- Co, to za ważna sprawa? - zapytała Paulina. 
- Jedziemy nad jezioro. 
- Nad jezioro? Przecież jedzie się tam ...
- Dwie godziny.
- No właśnie ...
- Pojedziemy, połazimy i jutro wrócimy - Matt wzruszył ramionami. 
- A, gdzie zamierzacie spać? - zapytałam. 
- Spokojnie. Wszystko na miejscu. To co? - Adam się uśmiechnął. 
                                                               ***
- Daleko jeszcze? - jęknęła Paulina. Jechaliśmy już ładną godzinę. Nasza siódemka nie zmieściłaby się do jednego samochodu, dlatego musieliśmy się podzielić na dwa oddziały. Ja jechałam z Adamem, Pauliną i Klaudią. Ola, Wiktor i Matt jechali przed nami. 
- Jeszcze trzydzieści trzy kilometry - powiedział zatrzymując się na czerwonym świetle. Tamci zdążyli je przejechać. Przełączyłam stacje. Poleciała piosenka ,,Part of me'' Katy Perry. Klaudia od razu zaczęła ją śpiewać. Po chwili Kessler się do niej dołączył. Parsknęłam śmiechem i spojrzałam do tyłu na Kenn. Szczerzyła zęby i ,,tańczyła''. Roześmiałam się i robiłam, to co ona. Kiedy piosenka się skończyła Klaudia dostała SMS-a od Oli. Powiedzieli żebyśmy zjechali na stację za następnymi światłami. Adam tak też zrobił. Zaparkował obok samochodu Matta. Cała trójka wychodziła właśnie ze stacjowego sklepu. Ola zajadała się Nerdsami*. Wybrała te wiśniowo-arbuzowe. Matt jadł Cheetosy, a Wiktor Big Hunka**. 
- Mieliśmy farta, co? - zapytał Matt. Pewnie chodziło mu o to, że zdążyli przejechać czerwone. 
- Gdybyś się tak nie grzebał, to my też byśmy zdążyli. 
- Wmawiaj sobie Nad, wmawiaj - rzucił z ironią i poklepał mnie po głowie. Parsknęłam. Wraz z Klaudią poszłyśmy coś kupić, a Adam i Paula polecieli zrobić siku. Panna Miler zakupiła sobie trzy rzeczy. Pringlesy o smaku musztardy i miodu, fantę winogronową oraz tropikalne Skittlesy. Natomiast ja wzięłam sobie wiśniową Pepsi oraz Razzlesy***. No i parę rzeczy dla Pauli i Adasia. Zapłaciłyśmy, po czym wróciłyśmy do aut. Zobaczyłam, że Ola wyglądała na lekko zawstydzoną. Oho. Pewnie panowie dowiedzieli się o jej rozmowie z Malikiem. Ciekawe co sądzą na ten temat. Jednak z jednej strony dobrze zrobiła. 
- Ale powiedz mi ostatnią rzecz kochanie - odparł Wiktor i założył ręce na piersi - Powiedziałaś o tym Zaynowi. A Dan? Z, nim gadałaś? 
- No ... - zrobiła zakłopotaną minę i podrapała się po włosach. - Trochę.  
- Trochę? Czyli nie - westchnął Adam. 
- Jakoś ... nie było okazji - mruknęła. Też prawda - A głupio mówić o takich rzeczach przez telefon ... Ale powiem mu, jak tylko wrócimy.
- No dobra. Jedźmy - Matt klasnął w dłonie. Wsiedliśmy do odpowiednich samochodów i ruszyliśmy. Za godzinę powinniśmy być na miejscu. 
OCZAMI PAULINY 
Miejscowość, w której mieściło się jezioro na które jedziemy nosi nazwę Shells****. Mieszka tu podobno mało osób, a najwięcej ludzi przybywa podczas wakacji. Panowie zaparkowali przed ładnym drewnianym domkiem znajdującym się w lesie. Nadia wyskoczyła i otworzyła bramę. Panowie wjechali na teren ,,podwórka''. W okolicy było więcej takich domków.         - Jesteśmy na miejscu - powiedział Adam i trzasnął drzwiczkami.            
- Kogo ten domek? - zapytałam.       
- Mojego wujka - odparł Matt wyciągając torby z bagażnika. Oprócz ciuchów panowie zabrali ze sobą jedzenie, sprzęt sportowy oraz mini grilla. Czadowo. - Pojechał z rodzinką do Włoch i pozwolił nam tu przyjechać. Pojutrze przyjeżdżają tu turyści, więc możemy zostać do jutrzejszego wieczoru - dodał zamykając bagażnik. Rozejrzałam się. Przed domkiem była altanka, pod którą stał drewniany stół oraz pięć krzeseł oraz trzy osobowa ławka. Była też rozwieszona siatka do gry w siatkówkę.
Matt otworzył drzwi. Weszliśmy do środka. Wewnątrz były cztery pomieszczenia. Łazienka, kuchnio-salon oraz dwa pokoje. W jednym były dwa dwuosobowe łóżka, a w drugim cztery jednoosobowe. Czyli nie będzie problemu z rozmieszczeniem naszych postaci na materacach. 

- Dobra dziewczęta. Przebierać się w stroje kąpielowe. Idziemy. 



* cukierki znane w UK i Ameryce - sprawdźcie sobie w necie. 
** baton , a raczej nugat do żucia z orzeszkami ziemnymi - sprawdźcie.
*** twarde cukierki, które zmieniają się w gumę do żucia - sprawdźcie. 

**** miasteczko wymyślone przeze mnie na potrzeby opowiadanka. 


I mamy rozdział. Cholera. Nie było mnie tu cztery miesiące. Nie licząc Albumów i Imagina z Malikiem. Miałam mały problem z zabraniem się do pisania. Sprawa z Zaynem nadal boli, ale postanowiłam dokończyć to opowiadanie. Dla tych którzy to czytają, a nawet nie komentują.
Będą jeszcze dwa góra trzy rozdziały i koniec.
Jednak mam pewną sprawę. Już na początku mojej przygody z london-love-poland myślałam nad pisaniem drugiej części. Jednak musicie napisać co o tym myślicie. Jeśli dużo osób będzie za, to postaram się wdrążyć plan w życie.
Pozdrawiam i do usłyszenia moi kochani. 







wtorek, 21 lipca 2015

Imagin IV cz 3. / Zayn



KAYLEE I ZAYN

Cisza zaczynała być krępująca. Zayn ciągle trzymał mnie za rękę. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na twarze członków jego rodziny. 
- Jak, to ... jak, to wasze dziecko? Czyli wy ... 
- Po śmierci Bena Zayn zaopiekował się mną. Mogłam na niego liczyć. Pewnego dnia pocałowaliśmy się i ... - odchrząknęłam. - I tak jakoś wyszło, że ... 
- Sypialiście ze sobą? 
- Safaa! - Patricia szturchnęła dziewczynkę w ramię. Widziałam drobny uśmiech na ustach pana Malika. 
- No co? Mam dwanaście lat. Po za tym Zayn opowiadał mi skąd biorą się dzieci jakieś trzy lata temu. - burknęła. Mulat siedzący obok mnie schował twarz w mojej szyi, na co zaśmiałam się dźwięcznie. Jego mama zacisnęła usta w cienką linię. 
- Pogadamy sobie później. - powiedziała do dwunastolatki, po czym spojrzała na nas z ogromnym ciepłem w oczach. - Czyli, to oznacza, że będę babcią? A Thomas* dziadkiem? 
- Tak. A dziewczyny ciociami. - dodałam. Kobieta podniosła się i mocno mnie uściskała. 
- Tak bardzo się cieszę, że będziesz częścią naszej rodziny. Od tej pory możesz na nas liczyć, w każdej sytuacji. - powiedziała, a mi zakręciły się łzy w oczach. Pociągnęłam nosem. 
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się. Potem przytulił mnie pan Thomas i dziewczynki. Waliyha zaproponowała byśmy poszli na spacer po okolicy. Państwo Malik postanowili zostać, więc na spacer szliśmy w piątkę. Poszłam się tylko przebrać w coś cieplejszego. Założyłam grube szare rajstopy, czarny gruby sweter sięgający mi za pośladki oraz skórzaną kurtkę, szalik i czapkę. Na nogi wsunęłam swoje bordowe martensy. 
Dziewczyny i Zayn także się przebrali i mogliśmy iść. Chłopak cały czas trzymał mnie za rękę. Drugiej chwyciła się Safaa i też nie chciała puścić. Natomiast Waliyha i Doniya szły pół metra przed nami. Poszliśmy nad jezioro, a potem do parku i do kawiarni na gorącą czekoladę. Malik nie pozwala mi pić kawy. A ja tak kocham kawę. 
- Macie już pomysł na imię? - zapytała Waliyha biorąc łyka czekolady. 
- Szczerze? Nie. Od samego początku ciąży czułam, że będzie to chłopiec i to dla niego wymyślałam imiona. Aaron, Peter, Max. A teraz pustka. - wzruszyłam ramionami. 
- Mamy na, to prawie dwa miesiące. Coś się wymyśli. - Zayn cmoknął mnie w czoło, na co dziewczyny zareagowały grupowym ,,Awww''. 
Po godzinie spędzonej w kawiarni wróciliśmy do domu Malików. Czekała tam na nas kolacja. Filety z indyka w panierce z kaszy jaglanej, puree ziemniaczane oraz sałatka. Siedziałam pomiędzy Zaynem, a Waliyhą. Na przeciwko nas siedziały pozostałe siostry chłopaka oraz ich mama. Pan Thomas siedział na początku końcu stołu pomiędzy Zaynem, a swoją żoną. Na deser pani Trisha podała ciasto jogurtowe z gruszkami. Pychota, ale zjadłam tylko kawałek, bo nie chciałam jeszcze bardziej przytyć.
Po obiedzie Safaa zaciągnęła mnie do swojego pokoju. Było, to średniej wielkości pomieszczenie o jasnoróżowych ścianach. Na tej, przy której stało drewniane białe łóżko został narysowany piękny i kolorowy motyl. 

- To dzieło Zayna. - powiedziała siadając na puchatym kremowym dywanie. 
- Tak? Nie wiedziałam, że umie rysować. - powiedziałam i z małym trudem zajęłam miejsce na przeciwko niej. Usiadłam po turecku i ułożyłam dłonie na brzuchu. Eh. Zmęczyłam się. 
- Umie. I, to jak. Wynajmuje w Londynie salę, w której wszystkie ściany są obmalowane jego rysunkami. - odparła i wyszczerzyła zęby. Zmarszczyłam brwi. Dlaczego mi o tym nie powiedział? Zapomniał, czy nie chciał? 
- To fajnie, a ty masz jakieś zainteresowania? - zapytałam. 
- Tak. Chodzę na zajęcia z gry na fortepianie. Bardzo lubię muzykę, ale nie umiem śpiewać, więc rodzice zapisali mnie na te zajęcia. 
- Może będziesz damską wersją Jana Sebastiana Bacha. - zażartowałam.  
- Może. - zaśmiała się i wzruszyła ramionami. Nagle poczułam lekkie szturchnięcie w brzuchu. Syknęłam i ułożyłam na, nim ręce. - Kay? Co jest? - Safaa się zaniepokoiła. 
- Nic ... mała kopie. Chyba się obudziła. - mruknęłam i zaczęłam głaskać się po brzuchu. - Spokojnie ... nic się nie dzieje ... mama tu jest ... i ciocia Safaa. - mamrotałam do brzucha. Zauważyłam, że dwunastolatka się uśmiechnęła. Dzidziuś znowu kopnął. Machnęłam na Safaę, by przybliżyła się do mnie. - Daj rękę. - powiedziałam. Podsunęła mi swoją lewą dłoń. Położyłam ją na brzuchu i przytrzymałam. - Czujesz? - uśmiechnęłam się. 
- Wow. - zaświeciły się jej oczy. - Czad. Cieszy się? 
- Pewnie tak. Jest w centrum zainteresowania. - zaśmiałam się melodyjnie. 
- Co porabiacie? - w progu stanął Zayn. Miał na sobie wąskie szare dresy oraz biały T-Shirt z nadrukiem. Jego włosy były w nieładzie. 
- Twoja córeczka się z nami wita. - Safaa uśmiechnęła się. 
- Co? - mulat wyglądał na przejętego. Uśmiechnęłam się. 
- Chodź. - szepnęłam. Szybko kucnął na przeciwko nas. Dwunastolatka chwyciła jego rękę i położyła w tym miejscu, gdzie przed chwilą była jej ręka. Czarnowłosy otworzył szeroko oczy i ułożył usta w dzióbek. Uśmiechnęłam się rozczulona. 
- Cześć skarbie. Tu tata. - powiedział i czule pogłaskał mój brzuch. Mała znowu kopnęła. - Tak. Ja też Cię kocham bąblu. - zażartował, na co ja i Safaa zaśmiałyśmy się. 
- Ciekawe, jak będzie wyglądała. 
- Oby odziedziczyła urodę po Zaynie. - powiedziałam. 
- A po Tobie charakter i bycie uroczym. - mruknął i lekko cmoknął mnie w usta. Szeroko się uśmiechnęłam, a moje policzki zrobiły się czerwone. I, jak go nie kochać? No powiedzcie sami.
                                                ***

Nadszedł pierwszy dzień świąt. Cały dzień pomagałam pani Patricii i dziewczynom w kuchni. Malikowie są Muzułmanami, ale i tak obchodzą Boże Narodzenie. Pani Malik przed wzięciem ślubu z panem Thomasem była Chrześcijanką, dlatego celebrują, to święto tak samo mocno, jak Ramadan. 
O 16.00 rano mieliśmy zasiąść do świątecznego obiadu. Piętnaście minut przed poszliśmy z Zaynem się przebrać. Wzięłam ciuchy i weszłam do łazienki. On przebierał się w pokoju. Założyłam luźną sukienkę na krótki rękaw w całości zrobioną z granatowej koronki. Do tego cieliste rajstopy. Swoje kręcone brązowe włosy rozczesałam i spięłam w dość niechlujnego koka. Pomalowałam rzęsy tuszem, a usta jasnoróżową pomadką. Zapięłam na nadgarstku bransoletkę, którą dostałam trzy lata temu od Bena i byłam gotowa. 
Weszłam do pokoju. Zayn zapinał guziki od szarej koszuli. Oprócz tego miał na sobie wąskie czarne jeansy. Włosy ułożył za pomocą żelu. 
- Gotowy? - zapytałam. Odwrócił się w moją stronę. Przeleciał po mnie wzrokiem, po czym seksownie zagryzł dolną wargę. Zarumieniłam się. 
- Ale seksownie wyglądasz. - wymruczał i podszedł do mnie. Uniosłam lekko głowę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy. 
- Nawzajem przystojniaku. - odparłam i szybko cmoknęłam go w usta. Wyszczerzył zęby, po czym położył dłoń na moim policzku i pocałował mnie powoli, ale namiętnie. Mruknęłam i splotłam ręce na jego szyi. 
- Cholernie dumny jestem, że was mam. - szepnął. Uśmiechnęłam się. 
- Dobra, koniec dobrego. Zejdźmy w końcu na dół, bo pomyślą jeszcze, że utonęliśmy w sedesie. - rzuciłam i złapałam go za rękę. Zeszliśmy na dół. Wszystkie prezenty leżały pod choinką w jadalni Malików. Pan Malik stawiał na stole dzbanek z Posset**. Miał na sobie spodnie od garnituru, błękitną koszulę, czarny krawat i kamizelkę. Safaa siedziała już na swoim miejscu. Ubrana była w kremową sukienkę przed kolano z czarnym kołnierzykiem, włosy związała w kitkę. Zayn usiadł koło niej, a ja poszłam do kuchni pomóc paniom.
Pani Trisha miała na sobie bordową spódnicę do ziemi oraz białą tunikę. Włosy rozpuściła. Don założyła obcisłe granatowe rurki oraz fioletową koszulę. Włosy także miała rozpuszczone. Natomiast Waliyha ubrała się w czarną sukienkę bez rękawów z koronkową górą i matowym dołem, który przypominał sukienki baletnic. Włosy zaplecione miała w warkocz. 

- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam. 
- Pięknie wyglądasz kochanie. - powiedziała mama Zayna. Uśmiechnęłam się. - Możesz wziąć półmisek z ziemniakami i kasztany. - dodała. 
- Okej. - chwyciłam owe rzeczy i ruszyłam w stronę jadalni. Postawiłam półmisek oraz miskę na stole, po czym głaszcząc brzuch usiadłam pomiędzy Safaą, a Zaynem. Mulat chwycił mą dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. - Co tam? 
- Nic. - wzruszył ramionami i uroczo się uśmiechnął. Pokręciłam głową i westchnęłam. - No co?
- Nic. - zaśmiałam się. Wywrócił oczyma. 
Chwilę później do jadalni przybyły panie. Przyniosły pieczonego indyka, sosy, brukselkę, pieczoną pietruszkę oraz pigs in blankets***. Usiadły na przeciwko nas. Don siedziała na przeciwko Zayna, ja siedziałam na przeciwko Waliyhi, a Safaa na przeciwko swojej mamy. Pan Thomas siedział na ,,wylocie''.
Najpierw odmówiliśmy krótką modlitwę, po czym zaczęliśmy jeść. Nie przepadam za indykiem, ale mała chyba tak, bo zjadłam dwa razy więcej niż zazwyczaj. Do tego wypróbowałam dwa sosy i resztę dodatków. Nie tknęłam jedynie parówek. Byłam pełna. 

- A deser? - Zayn parsknął i dołożył sobie brukselki. 
- Nie bój żaby stary. - poklepałam go po ramieniu. - Dam radę. 
- No ja myślę. - pani Malik pogroziła mi palcem. - Namęczyłam się. 
- Mała jest głodomorem. Pochłonie wszystko. - zażartowałam klepiąc się po brzuchu. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Ja też byłam. Czułam się, jak w domu. Brakowało mi rodzinnego ciepła, ale Malikowie bardzo dobrze mnie przyjęli. I traktują mnie już, jak członka rodziny. Ja ich też.  
Po deserze - zjadłam kawałek Christmas Pudding oraz dużą porcję Trifle**** - przyszedł czas na odpakowywanie prezentów.
Wraz z Zaynem złożyliśmy się na pięć po jednym dla każdego członka jego rodziny. Jego mama dostała od nas książkę z przepisami oraz wisiorek z brylantowym kółeczkiem. Pan Thomas otrzymał bilet na mecz FC Liverpoolu z Arsenalem Londyn, który odbędzie się za miesiąc oraz przepyszne czerwone hiszpańskie wino. Doniyi daliśmy skórzany czarny portfel oraz najnowsze perfumy Naomi Campbell, Waliyha dostała oryginalną koszulkę ,,The Vamps'' oraz trochę słodyczy i kolczyki sówki. Natomiast Safaa otrzymała rolki i ogromną białą czekoladę. 
Od jego rodziców dostałam perfumy Hugo Boss ,,Boss Femme'', które pachną przepięknie. Od razu wyczułam czarną porzeczkę. I do tego koszulkę z napisem ,,Jestem mamą'' i obrazkiem przedstawiającym dziecięcy wózek.
Dziewczyny złożyły się na coś bardzo uroczego. Dostałam trzy pary śpioszków oraz tyle samo czapeczek dla małej.

- A, to ode mnie. - Zayn podał mi czarną torebkę. Zajrzałam do środka. Najpierw wyciągnęłam książkę. ,,Papierowe miasta'' Johna Greena. To jedyna książka tego autora, której jeszcze nie czytałam. Na dnie torebki było małe pudełeczko. Otworzyłam je. W środku była cienka bransoletka z białego złota. Przy boku była zawieszka z żółtego złota w kształcie serduszka. 
- Oh, prześliczna. Dziękuje. 
- Spójrz na drugą stronę. - powiedział i odwrócił zawieszkę. Były tam wygrawerowane litery : K + Z = serce. Poczułam łzy w oczach. Pociągnęłam nosem. - Kaylee? Teraz chciałbym tak na poważnie ... - klęknął. - Czy, ty Kaylee Jones, zostaniesz moją dziewczyną? - złapał mnie za rękę. 
- Jasne idioto. - rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam. Złapał mnie w talii. Czułam, że się uśmiecha. - Kocham Cię. - szepnęłam. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma, w których tkwiło zdziwienie, ale i szczęście. 
- Ja ... na serio? - zapytał. Uśmiechnęłam się i złożyłam na jego ustach powolny i delikatny, ale namiętny pocałunek. 
- Bardzo. - odpowiedziałam. 
- Ja Ciebie też Kay. - oparł swoje czoło o moje. Poczułam motyle. 
- A, to prezent dla Ciebie. - podałam mu pudełko. W środku znajdowała się płyta ,,The Cure'' oraz męska metalowa, ale delikatna bransoletka z wygrawerowanym serduszkiem na wewnętrznej stronie. 
- Dziękuję. - przytulił mnie. - Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. 
- A ja najszczęśliwszą dziewczyną. 
Po obiedzie poszliśmy na długi spacer. Wróciliśmy około 22.00. Wzięliśmy kąpiel i poszliśmy spać.
Minęło parę dni od świąt. Już niedługo Sylwester, którego spędzam z Zaynem. Ma mnie zabrać do Londynu. Podobno ma ułożony plan dnia od ładnych dwóch miesięcy. Ciekawe.
Dzisiaj jest dwudziestu siódmy grudnia. Siedzę w domu Malików z Safaą, a reszta? Rodzice Zayna poszli do pracy, Waliyha umówiła się z przyjaciółkami, a Doniya pojechała do chłopaka. Natomiast Zayn musiał pojechać do Londynu, by coś załatwić.
Dwunastolatka przełączyła na jakiś film dla nastolatków, a ja podniosłam się z kanapy i ruszyłam do kuchni po coś do picia. To dziwne, ale niezależnie ile bym piła i tak chodzę do łazienki trzy razy dziennie. Myślałam, że w ciąży chce się siku co chwilę. Najwyraźniej moje dziecko pochłania wszystkie płyny i nie mam, czym sikać.
Wyciągnęłam z lodówki sok pomarańczowy i nalałam sobie całą szklankę. Wzięłam też ciasteczka orzechowe, które wczoraj upiekłam wraz z Wal. Podsunęłam talerzyk pod nos dziewczynki. Wzięła jedno i uśmiechnęła się.
W połowie filmu - był całkiem znośny - poczułam silną potrzebę pójścia do łazienki. Odłożyłam ciastka i ruszyłam w stronę toalety. Usiadłam na sedesie i ... 

- O cholera ... - złapałam się za brzuch i zagryzłam wargę. Poczułam silny skurcz. Jęknęłam, gdy się powiększył. Podniosłam się i nagle woda zaczęła spływać mi po udach. Kurwa. Przytrzymałam się pralki. Ja rodzę do cholery!!!! - Safaa! - krzyknęłam. 
- Co ... - weszła do środka i znieruchomiała. Widziałam przerażenie na jej twarzy. - Czy, ty ...
- Rodzę. - jęknęłam. - Umiesz zadzwonić na pogotowie? 
- Tak, już lecę. - wybiegła z łazienki, jak burza, po czym po chwili wróciła z moim telefonem w dłoni. Wybrała właściwy numer i zadzwoniła. - Dzień dobry ... dziewczyna mojego brata rodzi ... mhm ... powinna urodzić na początku lutego ... dobrze ... do widzenia. - rozłączyła się. - Będą za dwadzieścia minut. Dasz radę usiąść na sedesie? Muszę iść spakować Ci rzeczy ...
- Jasne, poradzę sobie ... tylko pomóż mi usiąść ... - jęknęłam. Powoli opadłam na toaletę i złapałam się za brzuch. Dwunastolatka pognała na górę. Zaczęłam równomiernie oddychać. - Spokojnie mała ... jeszcze trochę ... wytrzymaj. - mówiłam szeptem i głaskałam brzuch. Dzięki oddychaniu bóle nie były takie straszne. Próbowałam jedynie nie urodzić przed przyjazdem pogotowia. Jakoś się udało.
Karetką przyjechało dwóch lekarzy oraz lekarka. Usadzili mnie na noszach i wnieśli do ambulansu. Safaa zamknęła dom i trzymając w dłoniach torbę usiadła z przodu wraz z kierowcą. Dostałam zastrzyk, który miał powstrzymać poród i leki uzupełniające. No i sprawdzili mi rozwarcie. Za szybko na poród.
Mała próbowała się dodzwonić do Zayna, ale nie odbiera. Nie było wcale zasięgu, więc pewnie rozładował mu się telefon. Natomiast pani Trisha od razu odebrała i powiedziała, że przyjedzie do szpitala, jak najszybciej.
Od razu zawieźli mnie na salę porodową, a mała czekała przed nią na korytarzu. Błagałam ich o znieczulenie, ale nie chcieli mi go jeszcze dać. 

- Witam kochanie. - do sali weszła około czterdziestoletnia kobieta z blond włosami związanymi w koka oraz zielonymi oczyma schowanymi za kwadratowymi okularami. - Nazywam się Brianna Hemmir i będę przeprowadzać Twój poród. Jak masz na imię?
- Kaylee Jones. - jęknęłam. 
- Jesteś z Bradford? - zapytała. 
- Tak. Ale przez całą ciążę chodziłam do kliniki. Nie do szpitala. 
- Rozumiem. Jak się nazywa Twój lekarz prowadzący? 
- Georgia Ryess. 
- Okej, postaram się jakoś zdobyć Twoją kartę zdrowia. A teraz dostaniesz znieczulenie. Poród zaczniemy, jak będziesz miała odpowiednie rozwarcie. - powiedziała i uśmiechnęła się. - Brakuje Ci czterech centymetrów. - pogłaskała mnie po głowie i wyszła.
                                                ***

Od tego momentu minęła godzina. Na korytarzu siedziały wszystkie panie Malik. Do Zayna nadal nie można było się dodzwonić, a pan Thomas nie mógł wyrwać się z pracy. Natomiast moje znieczulenie się wyczerpało i jęczałam z bólu. Miałam już dziewięć centymetrów rozwarcia, więc pani Hemmir postanowiła zacząć poród.
Parłam, oddychałam i znowu parłam. Po kolejnej godzinie dopiero zaczęło się coś dziać. Jakim kurde cudem dziecko ma przejść przez otwór wielkości cebuli?!?!?! To niemożliwe do cholery!!!! 

- Dawaj mała! Widzę już główkę! - krzyknęła pani doktor. Zacisnęłam zęby i zaczęłam przeć, jak najmocniej umiałam. Po chwili poczułam spokój. I usłyszałam płacz. - Gratulacje Kaylee. Dziewczynka. 
- Ja ... - z moich oczu płynęły łzy. Byłam cholernie zmęczona, ale gdy zobaczyłam małą ... mój świat nabrał kolorów. Dali mi ją na ręce. Była taka malutka. Miała ciemnobrązowe włoski na główce, karmelową skórę oraz ogromne niebieskie oczy. - Cześć słońce. Jestem Twoją mamą. - szepnęłam i złapałam ją za rączkę. Patrzyła na mnie z lekko uchylonymi usteczkami. Była bardziej podobna do mnie. Chociaż miała kolor włosów po Zaynie. Pewnie z wiekiem jej zjaśnieją.
Po chwili zabrali mi ją. Musieli ją umyć i zbadać. Dostała 8/10 punktów ponieważ jest wcześniakiem i ma trochę za małe płucka, ale podobno nic jej nie będzie. Po za tym ważyła równe dwa kilo osiemdziesiąt gramów i mierzyła czterdzieści osiem centymetrów. Założyli jej pampersa oraz urocze śpioszki i skarpetki, po czym dali mi ją z powrotem bym mogła ją nakarmić. Dziwne uczucie, ale nie zrezygnuje z niego.
Po chwili do sali weszła Safaa z panią Trishą. Na widok małej szeroko się uśmiechnęły. Z oczu mamy Zayna poleciały łzy. Gdy skończyłam karmić dałam jej ją. 

- Piękna, ale bardziej podobna do Ciebie. Nos ma po Zaynie. 
- Też mi się tak wydaje. 
- Co z imieniem? 
- Jeszcze nie wiem. Muszę naradzić się z Zaynem. Jeżeli odbierze. - westchnęłam.
Po nich do środka wpadły pozostałe siostry mojego chłopaka. Po tym, jak ją obejrzały i ja się nią nacieszyłam Wal położyła ją na stojącym przy moim łóżku białym fotelu, tak jakby siedziała. Nagle uroczo kichnęła i przewróciła się na bok. Zaśmiałyśmy się wesoło. 
- Jaka ona urocza. - Safaa dotknęła jej rączki.
- Po mamie. Zayn w ogóle nie jest uroczy. - Don parsknęła.
- Trochę jest ...
- Ty tak uważasz, bo jest Twoim chłopakiem. Dla nas jest idiotą. - Wal wyszczerzyła zęby, a pani Malik wywróciła oczyma. Zaśmiałam się.
Po chwili przyszła pielęgniarka, by pomóc mi się umyć i przebrać. Załadowałam się na wózek i pojechałam z nią do łazienki. Obmyła moje ciało i pomogła mi założyć bawełniane majtki oraz bordową koszulę nocną do kolan z nadrukiem kota na przodzie. Rozczesała mi włosy i związała w luźnego koka, by mi nie przeszkadzały. Potem wróciłyśmy na salę.
                                                ***

Zabrali małą do inkubatora, a ja miałam się trochę przespać. Nie byłam śpiąca, więc po dwóch godzinach się obudziłam.
Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam pochylającą się nade mną postać. 

- Zayn ...
- Cześć skarbie, dopiero przyszedłem. - szepnął i pocałował moje czoło. Trzymał mnie za rękę. - Przepraszam, że nie było mnie wcześniej, ale mój powalony telefon się rozładował. 
- Już jesteś, a to najważniejsze. - szeroko się uśmiechnęłam. Pochylił się i powoli mnie pocałował. Przymknęłam oczy i oddałam pocałunek. 
- Mamy córeczkę? 
- Tak. - pogłaskałam jego policzek. 
- Dzień dobry. Tatuś chciałby zobaczyć dzidziusia? - do sali weszła pani Hemmir. Na rękach trzymała śpiącą naszą córkę. Malik otworzył szeroko oczy i przełknął ślinę. Ścisnęłam jego rękę, by dodać mu otuchy. - Nie ma się czego bać. Proszę. - kobieta powoli podała ją Zaynowi. Patrzył się na nią, jak zaczarowany. Widziałam, że powstrzymuje się przed rozpłakaniem. Sama poczułam łzy w oczach. 
- Boże ... ale ona maleńka.- szepnął i musnął jej rączkę. 
- Jest wcześniakiem panie tato. - pani Hemmir się zaśmiała. - Tutaj macie jej kartę. Musicie wpisać imię. - podała mi kartkę z podkładką, po czym wyszła. Przyjrzałam się jej, a Zayn nadal trzymał małą w rękach.
KARTA DZIECKA
IMIĘ I NAZWISKO:
DATA URODZENIA: 28.12.2014 r.
GODZINA URODZENIA: 15.28.
WAGA: 2.80 kg.
WZROST: 48 centymetrów.
IMIONA RODZICÓW:
Kaylee Jones i Zayn Malik 

- Zayn, masz pomysł na imię? - zapytałam. 
- Myślałem nad tym i ... wydaje mi się, że Charlotte będzie odpowiednie. - powiedział i spojrzał mi w oczy. Zastygłam. 
- Charlotte? - szepnęłam pociągając nosem. Przybliżył się do mnie i cmoknął moje usta. Potarł mój policzek. 
- To ładne imię. Po za tym mała będzie dumna, że dostała imię po babci. - szeroko się uśmiechnął. Mała zasnęła mu w ramionach. 
- Dobrze, to niech będzie Charlotte.
- A na drugie Mia. 
- Charlotte Mia Malik. Witaj na świecie. - szepnęłam.
                                                ***

- Malik! 
- No już idę kobieto! - krzyknął i wszedł do domu z naręczem toreb w rękach. - Przecież się nie rozdwoję. - powiedział. Westchnęłam. 
- Mała śpi, nie krzycz. 
- A, ty co przed chwilą robiłaś? - podszedł do mnie i warknął. Zagryzłam zmysłowo wargę i wysłałam mu całusa. Jego oczy pociemniały. Parsknęłam. 
- Żadnego seksu Malik. Musimy ogarnąć dom. 
- Czemu? Tak dawno się nie kochaliśmy. - odłożył torby i przyciągnął mnie do siebie agresywnie. Pisnęłam i przytrzymałam się jego ramion. Oblizał wargę i przyssał się do moich ust. Jęknęłam i oddałam pocałunek. 
- Przyjdzie na, to czas. - sapnęłam i w tej samej chwili usłyszeliśmy płacz. Westchnęłam i odsunęłam się od niego. - Idę do niej, a ty trochę ogarnij. 
- Tak moja piękna, ale wieczorem ... - wymruczał i przyssał się do mojej szyi. Jęknęłam i szybko się odsunęłam. Odchrząknęłam i ruszyłam w stronę pokoju Charlotte. Mała ma już rok i dwa miesiące. Szybko ten czas leci. 
- Co tam skarbie? - podeszłam do jej łóżeczka. Siedziała i patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma. Zmieniła się od swoich narodzin. Włosy jej zjaśniały i nadal była podobna do mnie. Jednak kolor jej skóry mówił, że Malik jest jej ojcem. Wzięłam ją na rączki i cmoknęłam w ustka. 
- Mama. - zaklaskała w dłonie. 
- Głodna? - zapytałam. Zaczęła się śmiać. Poszłyśmy do kuchni, gdzie przebywał mój narzeczony. Wykładał zakupy do lodówki. - Masz bohaterze. Potrzymaj ją. - powiedziałam. 
- Chodź do taty. - odebrał ją ode mnie i podrzucił do góry. Za w tym czasie odgrzałam jej deserek jabłkowo-bananowy. Usiadłam na przeciwko nich i zaczęłam ją karmić. - Kaylee? 
- Hm? 
- Powiesz mi, co robiło zużyte opakowanie po teście ciążowym na pralce? - zapytał, a ja zastygłam. Unikałam jego wzroku i dalej karmiłam Charlie. - Kay? 
- Miałam Ci powiedzieć w niedzielę ... będziemy mieć drugie dziecko. 
- O ... serio? - warga zaczęła mu drżeć. 
- Tak. Jestem w drugim miesiącu. - powiedziałam. 
- Jezu. Najpiękniejszy spóźniony prezent urodzinowy na świecie. 
- Urodziny miałeś ponad miesiąc temu idioto.
- I co z tego? - przysunął się do mnie i musnął moje usta. - Kocham Cię. 
- A ja Ciebie. - powiedziałam. 
Mała rosła, a ósmego września przyszedł na świat Oliver Adam. Jesteśmy szczęśliwi i mam nadzieję, że już zawsze tak będzie. Wiem, że rodzice i Ben nad nami czuwają. 

CHARLOTTE :) :) :)




Trzecia i ostatnia część Imagina.
Pozdrawiam i do usłyszenia 









niedziela, 19 lipca 2015

ALBUM 35

Lód upadł, ale zdjęcie zrobić trzeba
Piękna szmineczka Nadii :)
Ściana w pokoju Klaudii
Paulinka i jej tatuaż zrobiony markerem :D
Święta trójce :)
Harry z małymi fanami :)
Zimowa księżniczka, czyli Klaudia
Myśląca Alex, a nie zdarza się to za często :D 
Piękny London Eye na tle zachmurzonego nieba
Miłość panny Cliver :)