KAYLEE I ZAYN
- Jak, to ... jak, to wasze dziecko? Czyli wy ...
- Po śmierci Bena Zayn zaopiekował się mną. Mogłam na niego liczyć. Pewnego dnia pocałowaliśmy się i ... - odchrząknęłam. - I tak jakoś wyszło, że ...
- Sypialiście ze sobą?
- Safaa! - Patricia szturchnęła dziewczynkę w ramię. Widziałam drobny uśmiech na ustach pana Malika.
- No co? Mam dwanaście lat. Po za tym Zayn opowiadał mi skąd biorą się dzieci jakieś trzy lata temu. - burknęła. Mulat siedzący obok mnie schował twarz w mojej szyi, na co zaśmiałam się dźwięcznie. Jego mama zacisnęła usta w cienką linię.
- Pogadamy sobie później. - powiedziała do dwunastolatki, po czym spojrzała na nas z ogromnym ciepłem w oczach. - Czyli, to oznacza, że będę babcią? A Thomas* dziadkiem?
- Tak. A dziewczyny ciociami. - dodałam. Kobieta podniosła się i mocno mnie uściskała.
- Tak bardzo się cieszę, że będziesz częścią naszej rodziny. Od tej pory możesz na nas liczyć, w każdej sytuacji. - powiedziała, a mi zakręciły się łzy w oczach. Pociągnęłam nosem.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się. Potem przytulił mnie pan Thomas i dziewczynki. Waliyha zaproponowała byśmy poszli na spacer po okolicy. Państwo Malik postanowili zostać, więc na spacer szliśmy w piątkę. Poszłam się tylko przebrać w coś cieplejszego. Założyłam grube szare rajstopy, czarny gruby sweter sięgający mi za pośladki oraz skórzaną kurtkę, szalik i czapkę. Na nogi wsunęłam swoje bordowe martensy.
Dziewczyny i Zayn także się przebrali i mogliśmy iść. Chłopak cały czas trzymał mnie za rękę. Drugiej chwyciła się Safaa i też nie chciała puścić. Natomiast Waliyha i Doniya szły pół metra przed nami. Poszliśmy nad jezioro, a potem do parku i do kawiarni na gorącą czekoladę. Malik nie pozwala mi pić kawy. A ja tak kocham kawę.
- Macie już pomysł na imię? - zapytała Waliyha biorąc łyka czekolady.
- Szczerze? Nie. Od samego początku ciąży czułam, że będzie to chłopiec i to dla niego wymyślałam imiona. Aaron, Peter, Max. A teraz pustka. - wzruszyłam ramionami.
- Mamy na, to prawie dwa miesiące. Coś się wymyśli. - Zayn cmoknął mnie w czoło, na co dziewczyny zareagowały grupowym ,,Awww''.
Po godzinie spędzonej w kawiarni wróciliśmy do domu Malików. Czekała tam na nas kolacja. Filety z indyka w panierce z kaszy jaglanej, puree ziemniaczane oraz sałatka. Siedziałam pomiędzy Zaynem, a Waliyhą. Na przeciwko nas siedziały pozostałe siostry chłopaka oraz ich mama. Pan Thomas siedział na początku końcu stołu pomiędzy Zaynem, a swoją żoną. Na deser pani Trisha podała ciasto jogurtowe z gruszkami. Pychota, ale zjadłam tylko kawałek, bo nie chciałam jeszcze bardziej przytyć.
Po obiedzie Safaa zaciągnęła mnie do swojego pokoju. Było, to średniej wielkości pomieszczenie o jasnoróżowych ścianach. Na tej, przy której stało drewniane białe łóżko został narysowany piękny i kolorowy motyl.
- To dzieło Zayna. - powiedziała siadając na puchatym kremowym dywanie.
- Tak? Nie wiedziałam, że umie rysować. - powiedziałam i z małym trudem zajęłam miejsce na przeciwko niej. Usiadłam po turecku i ułożyłam dłonie na brzuchu. Eh. Zmęczyłam się.
- Umie. I, to jak. Wynajmuje w Londynie salę, w której wszystkie ściany są obmalowane jego rysunkami. - odparła i wyszczerzyła zęby. Zmarszczyłam brwi. Dlaczego mi o tym nie powiedział? Zapomniał, czy nie chciał?
- To fajnie, a ty masz jakieś zainteresowania? - zapytałam.
- Tak. Chodzę na zajęcia z gry na fortepianie. Bardzo lubię muzykę, ale nie umiem śpiewać, więc rodzice zapisali mnie na te zajęcia.
- Może będziesz damską wersją Jana Sebastiana Bacha. - zażartowałam.
- Może. - zaśmiała się i wzruszyła ramionami. Nagle poczułam lekkie szturchnięcie w brzuchu. Syknęłam i ułożyłam na, nim ręce. - Kay? Co jest? - Safaa się zaniepokoiła.
- Nic ... mała kopie. Chyba się obudziła. - mruknęłam i zaczęłam głaskać się po brzuchu. - Spokojnie ... nic się nie dzieje ... mama tu jest ... i ciocia Safaa. - mamrotałam do brzucha. Zauważyłam, że dwunastolatka się uśmiechnęła. Dzidziuś znowu kopnął. Machnęłam na Safaę, by przybliżyła się do mnie. - Daj rękę. - powiedziałam. Podsunęła mi swoją lewą dłoń. Położyłam ją na brzuchu i przytrzymałam. - Czujesz? - uśmiechnęłam się.
- Wow. - zaświeciły się jej oczy. - Czad. Cieszy się?
- Pewnie tak. Jest w centrum zainteresowania. - zaśmiałam się melodyjnie.
- Co porabiacie? - w progu stanął Zayn. Miał na sobie wąskie szare dresy oraz biały T-Shirt z nadrukiem. Jego włosy były w nieładzie.
- Twoja córeczka się z nami wita. - Safaa uśmiechnęła się.
- Co? - mulat wyglądał na przejętego. Uśmiechnęłam się.
- Chodź. - szepnęłam. Szybko kucnął na przeciwko nas. Dwunastolatka chwyciła jego rękę i położyła w tym miejscu, gdzie przed chwilą była jej ręka. Czarnowłosy otworzył szeroko oczy i ułożył usta w dzióbek. Uśmiechnęłam się rozczulona.
- Cześć skarbie. Tu tata. - powiedział i czule pogłaskał mój brzuch. Mała znowu kopnęła. - Tak. Ja też Cię kocham bąblu. - zażartował, na co ja i Safaa zaśmiałyśmy się.
- Ciekawe, jak będzie wyglądała.
- Oby odziedziczyła urodę po Zaynie. - powiedziałam.
- A po Tobie charakter i bycie uroczym. - mruknął i lekko cmoknął mnie w usta. Szeroko się uśmiechnęłam, a moje policzki zrobiły się czerwone. I, jak go nie kochać? No powiedzcie sami.
***
Nadszedł pierwszy dzień świąt. Cały dzień pomagałam pani Patricii i dziewczynom w kuchni. Malikowie są Muzułmanami, ale i tak obchodzą Boże Narodzenie. Pani Malik przed wzięciem ślubu z panem Thomasem była Chrześcijanką, dlatego celebrują, to święto tak samo mocno, jak Ramadan.
O 16.00 rano mieliśmy zasiąść do świątecznego obiadu. Piętnaście minut przed poszliśmy z Zaynem się przebrać. Wzięłam ciuchy i weszłam do łazienki. On przebierał się w pokoju. Założyłam luźną sukienkę na krótki rękaw w całości zrobioną z granatowej koronki. Do tego cieliste rajstopy. Swoje kręcone brązowe włosy rozczesałam i spięłam w dość niechlujnego koka. Pomalowałam rzęsy tuszem, a usta jasnoróżową pomadką. Zapięłam na nadgarstku bransoletkę, którą dostałam trzy lata temu od Bena i byłam gotowa.
Weszłam do pokoju. Zayn zapinał guziki od szarej koszuli. Oprócz tego miał na sobie wąskie czarne jeansy. Włosy ułożył za pomocą żelu.
- Gotowy? - zapytałam. Odwrócił się w moją stronę. Przeleciał po mnie wzrokiem, po czym seksownie zagryzł dolną wargę. Zarumieniłam się.
- Ale seksownie wyglądasz. - wymruczał i podszedł do mnie. Uniosłam lekko głowę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Nawzajem przystojniaku. - odparłam i szybko cmoknęłam go w usta. Wyszczerzył zęby, po czym położył dłoń na moim policzku i pocałował mnie powoli, ale namiętnie. Mruknęłam i splotłam ręce na jego szyi.
- Cholernie dumny jestem, że was mam. - szepnął. Uśmiechnęłam się.
- Dobra, koniec dobrego. Zejdźmy w końcu na dół, bo pomyślą jeszcze, że utonęliśmy w sedesie. - rzuciłam i złapałam go za rękę. Zeszliśmy na dół. Wszystkie prezenty leżały pod choinką w jadalni Malików. Pan Malik stawiał na stole dzbanek z Posset**. Miał na sobie spodnie od garnituru, błękitną koszulę, czarny krawat i kamizelkę. Safaa siedziała już na swoim miejscu. Ubrana była w kremową sukienkę przed kolano z czarnym kołnierzykiem, włosy związała w kitkę. Zayn usiadł koło niej, a ja poszłam do kuchni pomóc paniom.
Pani Trisha miała na sobie bordową spódnicę do ziemi oraz białą tunikę. Włosy rozpuściła. Don założyła obcisłe granatowe rurki oraz fioletową koszulę. Włosy także miała rozpuszczone. Natomiast Waliyha ubrała się w czarną sukienkę bez rękawów z koronkową górą i matowym dołem, który przypominał sukienki baletnic. Włosy zaplecione miała w warkocz.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam.
- Pięknie wyglądasz kochanie. - powiedziała mama Zayna. Uśmiechnęłam się. - Możesz wziąć półmisek z ziemniakami i kasztany. - dodała.
- Okej. - chwyciłam owe rzeczy i ruszyłam w stronę jadalni. Postawiłam półmisek oraz miskę na stole, po czym głaszcząc brzuch usiadłam pomiędzy Safaą, a Zaynem. Mulat chwycił mą dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. - Co tam?
- Nic. - wzruszył ramionami i uroczo się uśmiechnął. Pokręciłam głową i westchnęłam. - No co?
- Nic. - zaśmiałam się. Wywrócił oczyma.
Chwilę później do jadalni przybyły panie. Przyniosły pieczonego indyka, sosy, brukselkę, pieczoną pietruszkę oraz pigs in blankets***. Usiadły na przeciwko nas. Don siedziała na przeciwko Zayna, ja siedziałam na przeciwko Waliyhi, a Safaa na przeciwko swojej mamy. Pan Thomas siedział na ,,wylocie''.
Najpierw odmówiliśmy krótką modlitwę, po czym zaczęliśmy jeść. Nie przepadam za indykiem, ale mała chyba tak, bo zjadłam dwa razy więcej niż zazwyczaj. Do tego wypróbowałam dwa sosy i resztę dodatków. Nie tknęłam jedynie parówek. Byłam pełna.
- A deser? - Zayn parsknął i dołożył sobie brukselki.
- Nie bój żaby stary. - poklepałam go po ramieniu. - Dam radę.
- No ja myślę. - pani Malik pogroziła mi palcem. - Namęczyłam się.
- Mała jest głodomorem. Pochłonie wszystko. - zażartowałam klepiąc się po brzuchu. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Ja też byłam. Czułam się, jak w domu. Brakowało mi rodzinnego ciepła, ale Malikowie bardzo dobrze mnie przyjęli. I traktują mnie już, jak członka rodziny. Ja ich też.
Po deserze - zjadłam kawałek Christmas Pudding oraz dużą porcję Trifle**** - przyszedł czas na odpakowywanie prezentów.
Wraz z Zaynem złożyliśmy się na pięć po jednym dla każdego członka jego rodziny. Jego mama dostała od nas książkę z przepisami oraz wisiorek z brylantowym kółeczkiem. Pan Thomas otrzymał bilet na mecz FC Liverpoolu z Arsenalem Londyn, który odbędzie się za miesiąc oraz przepyszne czerwone hiszpańskie wino. Doniyi daliśmy skórzany czarny portfel oraz najnowsze perfumy Naomi Campbell, Waliyha dostała oryginalną koszulkę ,,The Vamps'' oraz trochę słodyczy i kolczyki sówki. Natomiast Safaa otrzymała rolki i ogromną białą czekoladę. Od jego rodziców dostałam perfumy Hugo Boss ,,Boss Femme'', które pachną przepięknie. Od razu wyczułam czarną porzeczkę. I do tego koszulkę z napisem ,,Jestem mamą'' i obrazkiem przedstawiającym dziecięcy wózek.
Dziewczyny złożyły się na coś bardzo uroczego. Dostałam trzy pary śpioszków oraz tyle samo czapeczek dla małej.
- A, to ode mnie. - Zayn podał mi czarną torebkę. Zajrzałam do środka. Najpierw wyciągnęłam książkę. ,,Papierowe miasta'' Johna Greena. To jedyna książka tego autora, której jeszcze nie czytałam. Na dnie torebki było małe pudełeczko. Otworzyłam je. W środku była cienka bransoletka z białego złota. Przy boku była zawieszka z żółtego złota w kształcie serduszka.
- Oh, prześliczna. Dziękuje.
- Spójrz na drugą stronę. - powiedział i odwrócił zawieszkę. Były tam wygrawerowane litery : K + Z = serce. Poczułam łzy w oczach. Pociągnęłam nosem. - Kaylee? Teraz chciałbym tak na poważnie ... - klęknął. - Czy, ty Kaylee Jones, zostaniesz moją dziewczyną? - złapał mnie za rękę.
- Jasne idioto. - rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam. Złapał mnie w talii. Czułam, że się uśmiecha. - Kocham Cię. - szepnęłam. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma, w których tkwiło zdziwienie, ale i szczęście.
- Ja ... na serio? - zapytał. Uśmiechnęłam się i złożyłam na jego ustach powolny i delikatny, ale namiętny pocałunek.
- Bardzo. - odpowiedziałam.
- Ja Ciebie też Kay. - oparł swoje czoło o moje. Poczułam motyle.
- A, to prezent dla Ciebie. - podałam mu pudełko. W środku znajdowała się płyta ,,The Cure'' oraz męska metalowa, ale delikatna bransoletka z wygrawerowanym serduszkiem na wewnętrznej stronie.
- Dziękuję. - przytulił mnie. - Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie.
- A ja najszczęśliwszą dziewczyną.
Po obiedzie poszliśmy na długi spacer. Wróciliśmy około 22.00. Wzięliśmy kąpiel i poszliśmy spać.
Minęło parę dni od świąt. Już niedługo Sylwester, którego spędzam z Zaynem. Ma mnie zabrać do Londynu. Podobno ma ułożony plan dnia od ładnych dwóch miesięcy. Ciekawe.
Dzisiaj jest dwudziestu siódmy grudnia. Siedzę w domu Malików z Safaą, a reszta? Rodzice Zayna poszli do pracy, Waliyha umówiła się z przyjaciółkami, a Doniya pojechała do chłopaka. Natomiast Zayn musiał pojechać do Londynu, by coś załatwić.
Dwunastolatka przełączyła na jakiś film dla nastolatków, a ja podniosłam się z kanapy i ruszyłam do kuchni po coś do picia. To dziwne, ale niezależnie ile bym piła i tak chodzę do łazienki trzy razy dziennie. Myślałam, że w ciąży chce się siku co chwilę. Najwyraźniej moje dziecko pochłania wszystkie płyny i nie mam, czym sikać.
Wyciągnęłam z lodówki sok pomarańczowy i nalałam sobie całą szklankę. Wzięłam też ciasteczka orzechowe, które wczoraj upiekłam wraz z Wal. Podsunęłam talerzyk pod nos dziewczynki. Wzięła jedno i uśmiechnęła się.
W połowie filmu - był całkiem znośny - poczułam silną potrzebę pójścia do łazienki. Odłożyłam ciastka i ruszyłam w stronę toalety. Usiadłam na sedesie i ...
- O cholera ... - złapałam się za brzuch i zagryzłam wargę. Poczułam silny skurcz. Jęknęłam, gdy się powiększył. Podniosłam się i nagle woda zaczęła spływać mi po udach. Kurwa. Przytrzymałam się pralki. Ja rodzę do cholery!!!! - Safaa! - krzyknęłam.
- Co ... - weszła do środka i znieruchomiała. Widziałam przerażenie na jej twarzy. - Czy, ty ...
- Rodzę. - jęknęłam. - Umiesz zadzwonić na pogotowie?
- Tak, już lecę. - wybiegła z łazienki, jak burza, po czym po chwili wróciła z moim telefonem w dłoni. Wybrała właściwy numer i zadzwoniła. - Dzień dobry ... dziewczyna mojego brata rodzi ... mhm ... powinna urodzić na początku lutego ... dobrze ... do widzenia. - rozłączyła się. - Będą za dwadzieścia minut. Dasz radę usiąść na sedesie? Muszę iść spakować Ci rzeczy ...
- Jasne, poradzę sobie ... tylko pomóż mi usiąść ... - jęknęłam. Powoli opadłam na toaletę i złapałam się za brzuch. Dwunastolatka pognała na górę. Zaczęłam równomiernie oddychać. - Spokojnie mała ... jeszcze trochę ... wytrzymaj. - mówiłam szeptem i głaskałam brzuch. Dzięki oddychaniu bóle nie były takie straszne. Próbowałam jedynie nie urodzić przed przyjazdem pogotowia. Jakoś się udało.
Karetką przyjechało dwóch lekarzy oraz lekarka. Usadzili mnie na noszach i wnieśli do ambulansu. Safaa zamknęła dom i trzymając w dłoniach torbę usiadła z przodu wraz z kierowcą. Dostałam zastrzyk, który miał powstrzymać poród i leki uzupełniające. No i sprawdzili mi rozwarcie. Za szybko na poród.
Mała próbowała się dodzwonić do Zayna, ale nie odbiera. Nie było wcale zasięgu, więc pewnie rozładował mu się telefon. Natomiast pani Trisha od razu odebrała i powiedziała, że przyjedzie do szpitala, jak najszybciej.
Od razu zawieźli mnie na salę porodową, a mała czekała przed nią na korytarzu. Błagałam ich o znieczulenie, ale nie chcieli mi go jeszcze dać.
- Witam kochanie. - do sali weszła około czterdziestoletnia kobieta z blond włosami związanymi w koka oraz zielonymi oczyma schowanymi za kwadratowymi okularami. - Nazywam się Brianna Hemmir i będę przeprowadzać Twój poród. Jak masz na imię?
- Kaylee Jones. - jęknęłam.
- Jesteś z Bradford? - zapytała.
- Tak. Ale przez całą ciążę chodziłam do kliniki. Nie do szpitala.
- Rozumiem. Jak się nazywa Twój lekarz prowadzący?
- Georgia Ryess.
- Okej, postaram się jakoś zdobyć Twoją kartę zdrowia. A teraz dostaniesz znieczulenie. Poród zaczniemy, jak będziesz miała odpowiednie rozwarcie. - powiedziała i uśmiechnęła się. - Brakuje Ci czterech centymetrów. - pogłaskała mnie po głowie i wyszła.
***
Od tego momentu minęła godzina. Na korytarzu siedziały wszystkie panie Malik. Do Zayna nadal nie można było się dodzwonić, a pan Thomas nie mógł wyrwać się z pracy. Natomiast moje znieczulenie się wyczerpało i jęczałam z bólu. Miałam już dziewięć centymetrów rozwarcia, więc pani Hemmir postanowiła zacząć poród.
Parłam, oddychałam i znowu parłam. Po kolejnej godzinie dopiero zaczęło się coś dziać. Jakim kurde cudem dziecko ma przejść przez otwór wielkości cebuli?!?!?! To niemożliwe do cholery!!!!
- Dawaj mała! Widzę już główkę! - krzyknęła pani doktor. Zacisnęłam zęby i zaczęłam przeć, jak najmocniej umiałam. Po chwili poczułam spokój. I usłyszałam płacz. - Gratulacje Kaylee. Dziewczynka.
- Ja ... - z moich oczu płynęły łzy. Byłam cholernie zmęczona, ale gdy zobaczyłam małą ... mój świat nabrał kolorów. Dali mi ją na ręce. Była taka malutka. Miała ciemnobrązowe włoski na główce, karmelową skórę oraz ogromne niebieskie oczy. - Cześć słońce. Jestem Twoją mamą. - szepnęłam i złapałam ją za rączkę. Patrzyła na mnie z lekko uchylonymi usteczkami. Była bardziej podobna do mnie. Chociaż miała kolor włosów po Zaynie. Pewnie z wiekiem jej zjaśnieją.
Po chwili zabrali mi ją. Musieli ją umyć i zbadać. Dostała 8/10 punktów ponieważ jest wcześniakiem i ma trochę za małe płucka, ale podobno nic jej nie będzie. Po za tym ważyła równe dwa kilo osiemdziesiąt gramów i mierzyła czterdzieści osiem centymetrów. Założyli jej pampersa oraz urocze śpioszki i skarpetki, po czym dali mi ją z powrotem bym mogła ją nakarmić. Dziwne uczucie, ale nie zrezygnuje z niego.
Po chwili do sali weszła Safaa z panią Trishą. Na widok małej szeroko się uśmiechnęły. Z oczu mamy Zayna poleciały łzy. Gdy skończyłam karmić dałam jej ją.
- Piękna, ale bardziej podobna do Ciebie. Nos ma po Zaynie.
- Też mi się tak wydaje.
- Co z imieniem?
- Jeszcze nie wiem. Muszę naradzić się z Zaynem. Jeżeli odbierze. - westchnęłam.
Po nich do środka wpadły pozostałe siostry mojego chłopaka. Po tym, jak ją obejrzały i ja się nią nacieszyłam Wal położyła ją na stojącym przy moim łóżku białym fotelu, tak jakby siedziała. Nagle uroczo kichnęła i przewróciła się na bok. Zaśmiałyśmy się wesoło.
- Jaka ona urocza. - Safaa dotknęła jej rączki.
- Po mamie. Zayn w ogóle nie jest uroczy. - Don parsknęła.
- Trochę jest ...
- Ty tak uważasz, bo jest Twoim chłopakiem. Dla nas jest idiotą. - Wal wyszczerzyła zęby, a pani Malik wywróciła oczyma. Zaśmiałam się.
Po chwili przyszła pielęgniarka, by pomóc mi się umyć i przebrać. Załadowałam się na wózek i pojechałam z nią do łazienki. Obmyła moje ciało i pomogła mi założyć bawełniane majtki oraz bordową koszulę nocną do kolan z nadrukiem kota na przodzie. Rozczesała mi włosy i związała w luźnego koka, by mi nie przeszkadzały. Potem wróciłyśmy na salę.
***
Zabrali małą do inkubatora, a ja miałam się trochę przespać. Nie byłam śpiąca, więc po dwóch godzinach się obudziłam.
Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam pochylającą się nade mną postać.
- Zayn ...
- Cześć skarbie, dopiero przyszedłem. - szepnął i pocałował moje czoło. Trzymał mnie za rękę. - Przepraszam, że nie było mnie wcześniej, ale mój powalony telefon się rozładował.
- Już jesteś, a to najważniejsze. - szeroko się uśmiechnęłam. Pochylił się i powoli mnie pocałował. Przymknęłam oczy i oddałam pocałunek.
- Mamy córeczkę?
- Tak. - pogłaskałam jego policzek.
- Dzień dobry. Tatuś chciałby zobaczyć dzidziusia? - do sali weszła pani Hemmir. Na rękach trzymała śpiącą naszą córkę. Malik otworzył szeroko oczy i przełknął ślinę. Ścisnęłam jego rękę, by dodać mu otuchy. - Nie ma się czego bać. Proszę. - kobieta powoli podała ją Zaynowi. Patrzył się na nią, jak zaczarowany. Widziałam, że powstrzymuje się przed rozpłakaniem. Sama poczułam łzy w oczach.
- Boże ... ale ona maleńka.- szepnął i musnął jej rączkę.
- Jest wcześniakiem panie tato. - pani Hemmir się zaśmiała. - Tutaj macie jej kartę. Musicie wpisać imię. - podała mi kartkę z podkładką, po czym wyszła. Przyjrzałam się jej, a Zayn nadal trzymał małą w rękach.
KARTA DZIECKA
IMIĘ I NAZWISKO:
DATA URODZENIA: 28.12.2014 r.
GODZINA URODZENIA: 15.28.
WAGA: 2.80 kg.
WZROST: 48 centymetrów.
IMIONA RODZICÓW:
Kaylee Jones i Zayn Malik
- Zayn, masz pomysł na imię? - zapytałam.
- Myślałem nad tym i ... wydaje mi się, że Charlotte będzie odpowiednie. - powiedział i spojrzał mi w oczy. Zastygłam.
- Charlotte? - szepnęłam pociągając nosem. Przybliżył się do mnie i cmoknął moje usta. Potarł mój policzek.
- To ładne imię. Po za tym mała będzie dumna, że dostała imię po babci. - szeroko się uśmiechnął. Mała zasnęła mu w ramionach.
- Dobrze, to niech będzie Charlotte.
- A na drugie Mia.
- Charlotte Mia Malik. Witaj na świecie. - szepnęłam.
***
- Malik!
- No już idę kobieto! - krzyknął i wszedł do domu z naręczem toreb w rękach. - Przecież się nie rozdwoję. - powiedział. Westchnęłam.
- Mała śpi, nie krzycz.
- A, ty co przed chwilą robiłaś? - podszedł do mnie i warknął. Zagryzłam zmysłowo wargę i wysłałam mu całusa. Jego oczy pociemniały. Parsknęłam.
- Żadnego seksu Malik. Musimy ogarnąć dom.
- Czemu? Tak dawno się nie kochaliśmy. - odłożył torby i przyciągnął mnie do siebie agresywnie. Pisnęłam i przytrzymałam się jego ramion. Oblizał wargę i przyssał się do moich ust. Jęknęłam i oddałam pocałunek.
- Przyjdzie na, to czas. - sapnęłam i w tej samej chwili usłyszeliśmy płacz. Westchnęłam i odsunęłam się od niego. - Idę do niej, a ty trochę ogarnij.
- Tak moja piękna, ale wieczorem ... - wymruczał i przyssał się do mojej szyi. Jęknęłam i szybko się odsunęłam. Odchrząknęłam i ruszyłam w stronę pokoju Charlotte. Mała ma już rok i dwa miesiące. Szybko ten czas leci.
- Co tam skarbie? - podeszłam do jej łóżeczka. Siedziała i patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma. Zmieniła się od swoich narodzin. Włosy jej zjaśniały i nadal była podobna do mnie. Jednak kolor jej skóry mówił, że Malik jest jej ojcem. Wzięłam ją na rączki i cmoknęłam w ustka.
- Mama. - zaklaskała w dłonie.
- Głodna? - zapytałam. Zaczęła się śmiać. Poszłyśmy do kuchni, gdzie przebywał mój narzeczony. Wykładał zakupy do lodówki. - Masz bohaterze. Potrzymaj ją. - powiedziałam.
- Chodź do taty. - odebrał ją ode mnie i podrzucił do góry. Za w tym czasie odgrzałam jej deserek jabłkowo-bananowy. Usiadłam na przeciwko nich i zaczęłam ją karmić. - Kaylee?
- Hm?
- Powiesz mi, co robiło zużyte opakowanie po teście ciążowym na pralce? - zapytał, a ja zastygłam. Unikałam jego wzroku i dalej karmiłam Charlie. - Kay?
- Miałam Ci powiedzieć w niedzielę ... będziemy mieć drugie dziecko.
- O ... serio? - warga zaczęła mu drżeć.
- Tak. Jestem w drugim miesiącu. - powiedziałam.
- Jezu. Najpiękniejszy spóźniony prezent urodzinowy na świecie.
- Urodziny miałeś ponad miesiąc temu idioto.
- I co z tego? - przysunął się do mnie i musnął moje usta. - Kocham Cię.
- A ja Ciebie. - powiedziałam.
Mała rosła, a ósmego września przyszedł na świat Oliver Adam. Jesteśmy szczęśliwi i mam nadzieję, że już zawsze tak będzie. Wiem, że rodzice i Ben nad nami czuwają.
CHARLOTTE :) :) :) |
Trzecia i ostatnia część Imagina.
Pozdrawiam i do usłyszenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz